sobota, 12 grudnia 2009
Walne Zebranie Klubowiczów
wtorek, 8 grudnia 2009
Urodziny Morzkulca
Od piątku rano zaopiekowała się nami Ciocia Jen. Dzięki jej gościnności posileni pyszną jajecznicą wyruszyliśmy zwiedzać miasto. Priorytetem było oprowadzenie Kornela po najbardziej rozpoznawalnych miejscach Gdańska. Synek (nowa ksywa Kornela) mimo, że zdążył nam już podrosnąć, Gdańsk widział po raz pierwszy w życiu. Następnym obowiązkowym punktem programu była wycieczka nad morze (nas to „morze” usatysfakcjonowało, choć Morzkulce zawsze nam wypominają, że u nich to jest zatoka a nie żadne morze).
Pod wieczór już trochę zmęczeni podróżą dojechaliśmy do wsi Wygonin, gdzie impreza powoli się rozkręcała. W sobotę przepłynęliśmy wspomnianą rzeką Wierzycą. W związku z tym, że spływ odbywał się w przed dzień Mikołajek każdy z uczestników płynął z czapeczką Mikołaja na głowie. Tłum Mikołajów w kajakach wzbudził pozytywne zainteresowanie mieszkańców okolicznych wsi.
Sobotnią imprezę wzbogacił pyszny pieczony dzik, a na deser kartoflanka z Rekina. Rekin niestety nie dał się ugotować, ale za to został odznaczony blachą za działalność na rzecz Klubu.
Tak minął nam intensywny weekend, za co dziękujemy Kolegom i Koleżankom z Morzkulca, licząc jednocześnie, że zrewanżują się podobną frekwencją na Pucharze Prezesa.
autor: Magdalena
piątek, 13 listopada 2009
Ch..chechło
Jednak najmocniej zaskoczyło mnie to, że ludzie traktują rzeki jak wysypiska śmieci. Brzegi pełne były najróżniejszych różności. Widzieliśmy kilka lodówek, telewizor, rower, monitor komputerowy, akordeon, Sosna znalazł wysłużony kask z gardą i kilka piłek. W rzece oprócz tysięcy butelek, które tworzyły butelkowe zatory, pływała również nieco napuchnięta świnka morska.
piątek, 23 października 2009
wtorek, 13 października 2009
Ötztaler 2009
Spłynięte odcinki:
Sölden Schlucht, Middle Ötz, Köfelser Strecke, Upper - Lower Venter Ache
Montaż filmu: Lisek
piątek, 24 lipca 2009
Monte Bianco
Mont Blanc wznosi się nad urokliwym górskim miasteczkiem Chamonix –mekka alpinizmu i wszelkich sportów górskich świata. Można tu spotkać apinistów i wszelkiej maści wspinaczy, narciarzy, paralotniarzy, a także ludzi uprawiających rafting i kanioning. I to ono będzie ich baza.
Wyjazd jest zaplanowany na 31 lipca z Krakowa do miasteczka Pont w najpiękniejszej z wielkich alpejskich dolin-Doliny Aosty. Ciągnie się ona wzdłuż głównego łańcucha górskiego, od jego największego masywu-Monte Rosa-obok takich olbrzymów jak: Matterhorn, Grand Combin, Parku Narodowego Gran Paradiso po białego monarche zamykającego dolinę od zachodu-Mont Blanc.
3 pierwsze dni przeznaczone będą na ćwiczenia w poruszaniu się po śniegu i lodzie, w asekurowaniu się lina podczas upadku i ujechania, chodzeniu w rakach, używaniu czekana, uprzęży i innego sprzętu w trakcie aklimatyzacji (zdobywaniu wysokości) przy wejściu na szczyt Grand Paradiso 4061 m n.p.m. Do pokonania jest 2100 m. przewyższenia z 2 noclegami w namiotach na 3400 m.n.p.m. Postarają się stanąć na szczycie w komplecie. Będzie to dla nich, bez wątpienia, ogromną satysfakcją (w końcu to czterotysięcznik) oraz psychicznym wzmocnieniem przed szturmem na Mont Blanc (w myśl zasady: "na duże góry wchodzi się głową").
II etap obejmuje działalność w masywie Mont Blanc (4808 m n.p.m.) - cztery dni. Pozostałe dni stanowią ich zapas na wypadek złej pogody, którą trzeba będzie przeczekać. Takie rozwiązanie poważnie zwiększa szanse powodzenia akcji i pozwala uzależnić zdobycie szczytu od ich dyspozycji psychofizycznej, nie zaś od warunków atmosferycznych. Maja w planach wybrać wariant klasyczny: tramwajem do Nid d’Aigle (2363m), stad rusza pieszo przez schronisko Tete Rousse (3150m), dalej kuluarem do schroniska Gouter (3817m). Następnie do Dome du Gouter (4304m) i do schronu Vallot (4363m). Stad grania Bosses wyrusza o 2 rano na szczyt....
Czy na pewno grupa wejdzie na szczyt, tego nikt im nie może zagwarantować, wszystko zależy od nich i pogody, niestety zmiennej w górach. Jeżeli dołożą wszelkich starań, aby przygotować się kondycyjnie przed wyprawa i zaklimatyzują się do alpejskich wysokości, maja wielkie szanse, aby osiągnąć cel i stanąć na szczycie.
Czy znasz to uczucie, gdy stoisz w miejscu, z którego nie da się już podejść wyżej?
Może Im się uda......
Partnerem wyprawy jest sklep wspinaczkowy i alpinistyczny, a także turystyczny i sportowy: ALPINTECH, któremu serdecznie dziękują uczestnicy wyprawy za pomoc w udostępnieniu niezbędnego sprzętu.
Karina N.
niedziela, 5 lipca 2009
Nikt nie jest idealny
wtorek, 23 czerwca 2009
Trzy dni w Tessinie
Z Krakowa wyjechaliśmy w trójkę (Topik, Arbuz i Kozi), lecz tuż przed wyjazdem dostaliśmy informację z Niemiec, że dołączy się do nas Scheuer (po tym wyjeździe znany także jako over-Dick :).
Przed Tessinem pojechaliśmy na Medelsbach. Dwa odcinki, w sumie 5 km długości, 300 m deniwelacji (z czego obnosi się ok. 40-50 m w pionie). Na pierwszym odcinku trochę mało wody, ale za to na odcinku w kanionie - super. Po spłynięciu wpadliśmy na pomysł - Second Run - Double Fun, i przepłynęliśmy dwukilometrowy kanion w 15 minut :)))
Następnego dnia już dotarliśmy do Tessinu, zaczynając od Ribo. Wody było dość mało, więc płynęliśmy tylko odcinek w kanionie, zaczynając od najwyższego wodospadu na tej rzece. Pewnie *j napisałby "Polacy niżsi od najwyższych kobiet", ale 14 metrów robi niesamowite wrażenie. Zresztą zobaczcie sami:
Dalszy odcinek też bardzo fajny i ciekawy, ale już nie tak spektakularny.
Następnym punktem programu miała być Rovana. Po ciężkim odszukiwaniu zejścia na rzekę (ponad 30 minut), i zejściu na nią, okazało się że płynie nią naprawdę dużo wody (ok. 15 kubików, pływa się przy 5-10 kubikach), a spadek jest gigantyczny. Niewesoło zrobiło się po tańcach Topika w głębokim odwoju, który w końcu wypluł go kilka metrów poniżej (po wciśnięciu na dół i złapaniu przez wypływającą wodę). Gdy po ok. 500 metrach dopłynęliśmy do kanionu, z którego praktycznie nie było możliwości wyjścia po wpłynięciu (a zobaczenie co się dzieje choćby na jego początku było lekko mówiąc problematyczne), podjęliśmy decyzję o zakończeniu płynięcia. Szkoda tylko, że droga powrotna do samochodu zajęła nam 1.5 godziny... Ostatecznie okazało się, że Scheuer płynął tą rzekę jakieś 5-6 lat temu i skończył dokładnie w tym samym miejscu :)))
Na zakończenie wyjazdu została nam Verzasca. Woda była bardzo dobra na dol ny odcinek (i część środkowego), przygód wiele, pogoda idealna. Zobaczcie sami:
Mimo że do Tessinu jest stosunkowo daleko (ponad 1300 km, drogą przez Niemcy), to warto! Naprawdę można polatać!
Więcej zdjęć dostępnych w galerii Topika.
niedziela, 21 czerwca 2009
poniedziałek, 15 czerwca 2009
Puchar Prezesa 2009
poniedziałek, 1 czerwca 2009
Białka Kursowa 2009
Co się tyczy obozowania, to w obliczu niekompletnego wachciaka Topik z Liskiem zaprojektowali wiatkę, dzięki której w niedzielę mogliśmy zjeść suche śniadanie. Na wyjeździe towarzyszył nam dzielnie pies Sarenki, któremu (dobrym bystrzackim zwyczajem) nadaliśmy ksywkę Decybel.
Na sam koniec kursanci wrzucili Szkoleniowca i kierownika, którym jednak udało się w rewanżu wrzucić 3 oprawców (czyli wygraliśmy z nimi 3:2 :D ). Cóż, wszystko co dobre kiedyś się kończy... do zobaczenia na Imprezie Dezintegracyjnej!
piątek, 29 maja 2009
Dunajec Kursowy 2009 turnus II
środa, 27 maja 2009
Talbachtage
Fot. Lisek na dropie - Schwarzbach
Fot.: Łuki na esce - Schwarzbach
Fot.: Ekipa przy wyjściu z Schwarzbach
piątek, 15 maja 2009
czwartek, 14 maja 2009
Dunajec Kursowy 2009 turnus I
Więcej zdjęć z kursu...
poniedziałek, 11 maja 2009
Majówka w Lwówku
Drugi dzień dziewczyny zaczęły od opalania się po sezonie zimowym (zdjęcie konkurencyjne do tego z majówki białkowej ale nieco mniej kajakowe) a potem już wszyscy poszliśmy na playspot gdzie część pobierała nauki pływania/dzióbków/eskimosek a reszta twardo testowała dziurę.
Po pływaniu robiliśmy sobie jedzenie wszyscy razem i tu muszę wspomnieć o ogromnej patelni Roberta, która była po prostu hitem wyjazdu. W niedzielę dla odmiany pływaliśmy w odwoju i opalaliśmy się zamówiwszy sobie pizzę na playspot.
autor: Bestia
środa, 6 maja 2009
Majówka w Alpach
Pierwszego dnia na rozpływanie zeszliśmy na Koppentraun przy średniej wodzie. Największe wrażenie zrobił na wszystkich "kanion śnieżny" przy kataraktach, zrobiony przez lawiny schodzące do rzeki (na obu brzegach ok. 5 m śniegu). Niestety dziewczyny nie zdążyły dojść z aparatem do katarakt, więc zdjęcie z dojścia:
Po Koppentraunie pojechaliśmy na Gimbach. Po szybkim wywiadzie jaka jest woda, dowiedzieliśmy się, że "it's low, but OK". Na pytanie o drzewa w rzece padła informacja, że jest jedno (pod mostem). Podczas płynięcia okazało się, że:
- wody faktycznie jest mało, ale tak naprawdę to za mało (ok było tylko miejscami),
- drzewo jest, ale nie jedno, tylko jakieś pięć (i żadne nie leży pod mostem).
Następnego dnia wybraliśmy się na Rettenbach. Bardzo przyjemna rzeczka, na której także spotkaliśmy masę kajakarzy (w okolicy odbywał się zlot z okazji 10-lecia kajak.at). Na Rettenbachu warto pamiętać, żeby dobrze oznakować sobie miejsce wyjścia, bo może się okazać że wpłyniemy w kanion, który nie zawsze jest pływalny (w zależności od stanu wody).
Niestety nocna burza spowodowała podniesienie stanu wody w kilku okolicznych rzekach i okazały się niespływalne, więc resztę dnia spędziliśmy na rozpoznawaniu okolic.
Na niedzielę została, jak to stwierdził Żółty, Perła, czyli Untertalbach. Dzięki opisowi Arbuza, mieliśmy dokładny pogląd na rzekę, ale i tak dużo czasu spędziliśmy na oglądanie przed płynięciem. Po zejściu na wodę okazało się, że nie taka rzeka straszna jak wygląda, ale i tak nie uchroniliśmy się od niewielkich przygód. Ale o tym może w Klubie ;)
wtorek, 5 maja 2009
Nowy film od Bondle Pictures
poniedziałek, 4 maja 2009
Majówka nad Białką
Niestety pomimo zabierania aparatu fotograficznego na wodę, najbardziej kajakowe zdjęcie jakie udało nam się zrobić to:
poniedziałek, 27 kwietnia 2009
Rabajec 2009
Zaczęło się od ostrego zagrania Kierownika, który ukarał tych którzy nie stawili się na piątkowym pakowaniu przczep, nie informując ich o przesunięciu zbiórki z 6:30 na 7:00. Ukarani nie pozostali dłużni i spreparowali mu pyszną kanapkę ozdobioną felernym odczytem z zegarka.
Potem już było z górki: sprawna jazda bez przygód, pływanie w pełnym słońcu pod hasłem "udaru", pyszna fasolka, wesołe ognisko. Dopiero późnym wieczorem spotkała nas kolejna przygoda, która na pewno zapisze się w historii klubu: Tajemnicze Zniknięcie Bigosu. Na szczęście gar z bigosem odnalazł się rano, szczelnie zawinięty przeźroczystą folią, ale ukryty pod wodą w rzece!