Jak co roku na wiosnę wybraliśmy się do Czech z nadzieją na wodę roztopową/deszczową. Niestety na miejscu okazało się że ani woda, ani pogoda nas nie rozpieszczają, co gorsza nie bardzo był nawet sens jechać dalej w Alpy. Zdecydowaliśmy się zostać w Górach Izerskich i korzystać z tutejszych rzek póki są spływalne. Jest technicznie, kamieniście i wesoło. Spędziliśmy urokliwą godzinę asekurując soutieskę na Izerze podczas śnieżycy, a na Kamienicy Tanvaldzkiej odkryliśmy nowe talenty freestyle'owe. Niestety codziennie ktoś niedomaga z powodu krążącej Ciapo-Zarazy żołądkowej, ale z doświadczenia wynika że choroba ta mija po 24h, więc pozostajemy dobrej myśli. Co dalej? Śledzimy pegle, prognozy pogody i Kapitan Lisek na pewno znajdzie nam coś do pływania...
poniedziałek, 12 kwietnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz